Bowiem aby w ogóle mówić o nawróceniu musimy spełnić pierwszy, podstawowy warunek – musimy uznać, że zgrzeszyliśmy. A to wbrew pozorom nie zawsze jest takie oczywiste i proste. Przyznanie się bowiem do grzechu wiąże się nierozłącznie z przyznaniem się do własnej słabości, co dla wielu (może zwłaszcza w dzisiejszym świecie, który próbuje przekonać nas, że jesteśmy sami dla siebie Panem, Bogiem i Władcą) jest problemem nie do przeskoczenia. Nawrócenie zatem wymaga przyznania samemu przed sobą, że nie jestem doskonały, a już na pewno nie samowystarczalny, co więcej, wymaga zwrócenia się z prośbą o pomoc, a więc przyznania, że samemu nie jestem w stanie z czymś sobie poradzić. Ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny (2 Kor 12,10) - mówi nam św. Paweł. Zgoda na słabość - oto czego chce nas dziś nauczyć.
Kwestia ta jest szalenie ważna m.in. w przypadku misjonarzy. Bowiem żeby ich posługa, ich misja była prawdziwie owocna, muszą oni zgodzić się na swoją słabość, tzn. że misjonarz powinien pogodzić się z tym, że nawet największe jego starania, wysiłki i działania, mogą nie przynieść spodziewanych i upragnionych owoców. Ale nie powinien tez zrażać się własnymi słabościami, pamiętajac, że nie są one przeszkodą dla Boga. Prawdziwy misjonarz rozumie bowiem, że to naprawdę Duch Święty działa i stety/niestety wieje tam gdzie chce, a więc nie zawsze tak jak byśmy sami tego chcieli. Jeden z polskich kapłanów pracujących na Syberii, podsumowując swoją dziesięcioletnią posługę, w trakcie której ochrzcił tylko dwie osoby, powiedział, że i tak było warto. Często bowiem zdarza się, że wyjeżdżający na misje, zazwyczaj przecież pełni zapału i gorliwości, doznają rozczarowania po konfrontacji swoich oczekiwań i wizji z rzeczywistością zastaną.
Z własnego doświadczenia wiem czym to może skutkować i jak bardzo potrzebna jest tutaj pokora. Istnieje bowiem i drugie niebezpieczeństwo, a mianowcie olbrzymia pokusa, że to sobie przypiszemy sukces np. na polu misyjnym. A tymczasem mamy przecież być robotnikami na żniwie Pańskim. Dotyczy to zresztą nie tylko misjonarzy, ale również np. ewangelizatorów, katechetów itp. Dopóki zatem zdajemy sobie sprawę z naszej słabości, z naszej ograniczoności, dopóty czujemy potrzebę zwracania się do Boga Wszechmocnego, jako do naszego Ojca, od którego zależy nasze życie i którego łaski wciąż potrzebujemy. Jeśli wiemy, że to Bóg w nas i przez nas działa, jesteśmy w stanie wyjść cało z każdego upadku, z każdej burzy, a jednocześnie potrafimy oddać Bogu należną mu chwałę za wielkie rzeczy jakie czyni w życiu każdego z nas.
Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali (2 Kor 12, 9).
Przemek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz