26 stycznia 2010

Św. Paweł - słaby, a jednak mocny

Święto Nawrócenia św. Pawła Apostoła doskonale koresponduje ze styczniowym tematem Modlitewnej Nowenny Miesięcy, przeżywanej w Ruchu Światło-Życie w związku z Rokiem Kapłańskim.

Bowiem aby w ogóle mówić o nawróceniu musimy spełnić pierwszy, podstawowy warunek – musimy uznać, że zgrzeszyliśmy. A to wbrew pozorom nie zawsze jest takie oczywiste i proste. Przyznanie się bowiem do grzechu wiąże się nierozłącznie z przyznaniem się do własnej słabości, co dla wielu (może zwłaszcza w dzisiejszym świecie, który próbuje przekonać nas, że jesteśmy sami dla siebie Panem, Bogiem i Władcą) jest problemem nie do przeskoczenia. Nawrócenie zatem wymaga przyznania samemu przed sobą, że nie jestem doskonały, a już na pewno nie samowystarczalny, co więcej, wymaga zwrócenia się z prośbą o pomoc, a więc przyznania, że samemu nie jestem w stanie z czymś sobie poradzić. Ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny (2 Kor 12,10) - mówi nam św. Paweł. Zgoda na słabość - oto czego chce nas dziś nauczyć.

Kwestia ta jest szalenie ważna m.in. w przypadku misjonarzy. Bowiem żeby ich posługa, ich misja była prawdziwie owocna, muszą oni zgodzić się na swoją słabość, tzn. że misjonarz powinien pogodzić się z tym, że nawet największe jego starania, wysiłki i działania, mogą nie przynieść spodziewanych i upragnionych owoców. Ale nie powinien tez zrażać się własnymi słabościami, pamiętajac, że nie są one przeszkodą dla Boga. Prawdziwy misjonarz rozumie bowiem, że to naprawdę Duch Święty działa i stety/niestety wieje tam gdzie chce, a więc nie zawsze tak jak byśmy sami tego chcieli. Jeden z polskich kapłanów pracujących na Syberii, podsumowując swoją dziesięcioletnią posługę, w trakcie której ochrzcił tylko dwie osoby, powiedział, że i tak było warto. Często bowiem zdarza się, że wyjeżdżający na misje, zazwyczaj przecież pełni zapału i gorliwości, doznają rozczarowania po konfrontacji swoich oczekiwań i wizji z rzeczywistością zastaną.

Z własnego doświadczenia wiem czym to może skutkować i jak bardzo potrzebna jest tutaj pokora. Istnieje bowiem i drugie niebezpieczeństwo, a mianowcie olbrzymia pokusa, że to sobie przypiszemy sukces np. na polu misyjnym. A tymczasem mamy przecież być robotnikami na żniwie Pańskim. Dotyczy to zresztą nie tylko misjonarzy, ale również np. ewangelizatorów, katechetów itp. Dopóki zatem zdajemy sobie sprawę z naszej słabości, z naszej ograniczoności, dopóty czujemy potrzebę zwracania się do Boga Wszechmocnego, jako do naszego Ojca, od którego zależy nasze życie i którego łaski wciąż potrzebujemy. Jeśli wiemy, że to Bóg w nas i przez nas działa, jesteśmy w stanie wyjść cało z każdego upadku, z każdej burzy, a jednocześnie potrafimy oddać Bogu należną mu chwałę za wielkie rzeczy jakie czyni w życiu każdego z nas.

Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali (2 Kor 12, 9)
.

Św. Paweł nie bez powodu nazywany jest Apostołem Narodów. Jego misyjna działalność i listy apostolskie jakie zostawił niezaprzeczalnie wpłynęły na rozwój chrześcijaństwa, czyniąc Pawła jednym z filarów Kościoła. Co ciekawe, pamiętając o swojej niechlubnej przeszłości, Paweł głosił Ewangelię z niesamowitą wręcz dumą. Pokazuje nam przez to, że Bóg posługuje się rzeczywiście z pozoru najlichszymi narzędziami. Nie było w nim jednak fałszywej pokory, znał swoją wartość, co więcej, potrafił jej bronić, ale dlatego że wiedział gdzie jest jej źródło. Myślę, że od św.Pawła możemy się nauczyć właśnie tej zgody na własną słabość, przyznania się, że potrzebujemy Boga, ale i tego, że Bóg "potrzebuje" nas - nawet (a może zwłaszcza wtedy), gdy wydaje nam się, że jesteśmy słabi.

Przemek

22 stycznia 2010

"Bądźmy świadkami miłości" - relacja ze spotkania Diakonii Misyjnej

W środę 20 I 2010 r. odbyło się kolejne już spotkanie naszej diakonii. Tradycyjnie rozpoczęło się ono Nieszporami wspólnie odprawianymi przez oazowiczów z różnych diakonii, zgromadzonych w Centrum Ruchu na Radogoszczy. Następnie już w szczuplejszym gronie (choć tym razem wzbogaconym o małżeństwo z Domowego Kościoła) po modlitwie i krótkiej rozmowie przeszliśmy do części organizacyjnej.

Tym razem bowiem skupiliśmy się bardziej na omównieniu dwóch akcji, w które nasza diakonia zdecydowała się zaangażować. Hasło programu duszpasterskiego w obecnym roku w polskim Kościele - "Bądźmy świadkami miłości" okazuje się bardzo inspirujące. Pobudziło nas do zaangażowania się w program "Adopcja na Odległość", a takżę "Ołówek dla Afryki". O szczegółach obydwu akcji już niedługo będziecie mogli przeczytać na naszym blogu.

Spotkanie zakończyliśmy dziesiątkiem różańca. Trwając w Tygodniu Modlitw o Jedność Chrześcijan w sposób szczególny właśnie tę intencję polecaliśmy rozważając tajemnicę Zesłania Ducha Świętego.

16 stycznia 2010

W poszukiwaniu oazy - migranci i uchodźcy

Dwie historie - dwa aspekty tego samego dramatu
..................................................................................
Paulos Fahraj od dwóch lat tuła się po Bliskm Wschodzie razem z rodziną. Ostatnie trzy miesiące spędzili w Syrii, niedawno przedłużono im pobyt o kolejne trzy miesiące, ale potem będą musieli wyjechać, bo kraj ten nie pozwala uchodźcom pozostawać dłużej w swoich granicach. Paulos uciekł wraz z rodziną z Iraku. W Bagdadzie zostawił dom, pracę i przyjaciół. Tam były jego korzenie i całe jego życie. Musieli opuścić swoją ojczyznę, nie tylko z powodu trwającej tam wojny i strachu przed terrorem oraz nieustannymi zamachami bombowymi, ale przede wszystkim w obawie przed prześladowaniami. Jest chrześcijaninem wyznania chaldejskiego. W Iraku narażony był na permanentne ataki islamskich fanatyków. Zaczęło się od oskarżeń pod jego adresem, żądano by przeszedł na islam. Potem były pogróżki. Gdy zniszczono jego sklep, w którym handlował dywanami, zrozumiał, że dłużej nie wytrzyma życia w strachu. Nie chciał podzielić losu swojego sąsiada, również chrześcijanina, którego torturowano, a następnie zamordowano.
Decyzję o uchodźstwie podjął głównie z myślą o rodzinie, zwłaszcza o 13-letniej córeczce, której groziło porwanie i gwałt. Niestety te praktyki są częste i nierzadko kończą się zmuszaniem młodych chrześcijanek do poślubienia muzułmanina i przejścia na islam. Paulos początkowo udał się do Jordanii, ale tam nie można przedłużyć półrocznego pobytu. Tak samo było w Libanie. Myślał, że w Syrii skończy się jego exodus, ale i tu spotkało go rozczarowanie. Nie traci jednak nadziei, że w końcu znajdą bezpieczne schronienie. Wierność Chrystusowi zmusiła go do uchodźstwa, ale nie żałuje, że nie wyrzekł się wiary. Jest wdzięczny Bogu za ocalenie, ale nie ukrywa, że nie o takim życiu marzył dla swojej rodziny.


38-letni Paweł także miał nadzieję na lepszą przyszłość dla swojej rodziny, również szukał bezpieczeństwa, ale tego ekonomicznego. W Polsce nie mógł znaleźć stałej i pewnej pracy. Z zawodu jest polonistą, ale w szkole nie było dla niego zatrudnienia. Przez pierwsze lata po skończeniu studiów był na bezrobociu. W końcu znalazł fuchę na budowie. Płacili nieźle, a on zawsze miał dużo krzepy, więc nie narzekał. Problemy pojawiły się, gdy założył rodzinę i okazało się, że z dotychczasowej płacy nie był w stanie utrzymać żony i synka. Kolejna zmiana i kolejne rozczarowanie. Nowy pracodawca nie wywiązywał się ze swoich obowiązków. Paweł czekał nawet po kilka miesięcy na wypłatę. Szwagier opowiedział mu o Zielonej Wyspie. Zapewniał, że tam wyjdzie na swoje, że wystarczą trzy lata i jak wróci do Polski, to już do nowego mieszkania. Wyjechał, gdy Maciuś miał zaledwie 1,5 roczka. Trzy lata zamieniło się w 11.
Maciek ojca prawie nie zna. Danusia, żona Pawła, przeżyła w pewnym momencie załamanie, nie wiedziała jak związać koniec z końcem. Pieniądze z Irlandii przychodziły wprawdzie regularnie, ale nie były to obiecywane kokosy, zresztą nawet one nie byłyby w stanie wynagrodzić jej samotności. Emigracja zmieniła Pawła nie do poznania, zamknął się w sobie, do rodziny dzwonił coraz rzadziej, coraz częściej za to zaglądał do irlandzkich pubów. Danusia zażądała, by wrócił już na stałe, groziła rozwodem. Paweł zaproponował inne rozwiązanie. Ściągnął rodzinę do Irlandii. Ich małżeństwo na szczęście przetrwało kryzys, ale wiele ich to kosztowało. Rodzina Pawła nie potrafi się odnaleźć na emigracji. Danusia przez cały dzień jest sama w czterech ścianach, nie dość że ciasnych, to jeszcze wciąż nie własnych. Maciek nie potrafi się zaklimatyzować w nowej szkole, z trudem nawiązuje nowe kontakty. Nie rozumie czemu opuścili Polskę, czemu nie może widywać kolegów, tęskni za dziadkami, chciałby znów służyć jako ministrant przy ołtarzu w swojej parafii. Paweł jednak wciąż wierzy, że decyzja o emigracji była słuszna, choć na pewno nie łatwa...


Gdy słowo dom nabiera nowego znaczenia - migracja i uchodźstwo
..................................................................................
Historie Paulosa i Pawła to zaledwie dwa przypadki, które mogą nam tylko przybliżyć, ale przecież nie wyczerpać kwestię uchodźców i migrantów, których na całym świecie jest miliony. Każdy z tych przypadków wiąże się z historią konkretnego człowieka, z konkretnym dramatem, cierpieniem, problemem...

Różne są powody, dla których ludzie opuszczają swój dom rodzinny i ojczyznę. Wojna, terror, i prześladowania w wielu miejscach na całym świecie powodują, że w chwili obecnej setki tysięcy uchodźców szuka schronienia poza granicami swojego kraju. Nie tylko chrześcijanie z Iraku muszą uciekać przed prześladowaniami, również nasi bracia w wierze z Indii, Darfuru, Indonezji, ale też wielu innych krajów muzułmańskich uciekają w obawie o własne życie. Tzw. dysydenci polityczni uciekają z krajów komunistycznych i rządzonych przez dyktatorskie reżimy, takich jak np. Korea Północna, Wietnam, Chiny czy Kuba. Do ucieczki zmuszają też tlące się w wielu rejonach świata współczesne konflikty zbrojne, jak choćby te w Afganistanie, Iraku, Ziemi Świętej, ale też i w wielu regionach Afryki. Nawet zakończony konflikt czy fala prześladowań nie zawsze oznaczają możliwość powrotu do domu, czego najlepszym przykładem są Czeczeńcy.
Wśród najczęstszych przyczyn emigracji wymienić można względy ekonomiczne, a więc poszukiwanie lepszych warunków życia, a nierzadko po prostu ucieczka przed głodem. Ale migrujemy także z powodów naukowych, rodzinnych i wielu innych. Zresztą kwestia uchodźstwa i migracji ma o wiele więcej aspektów i wymiarów niż te zarysowane przeze mnie. Zawsze jednak decyzja o opuszczeniu swojego kraju bądź rodzinnego domu nie jest łatwa.


Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie - Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy
..................................................................................
W orędziu na Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy, obchodzony w drugą niedzielę po uroczystości Objawienia Pańskiego, w tym roku przypadający 17 stycznia, papież Benedykt XVI zauważa, że: Samego Jezusa jako dziecko spotkał los migranta, jak bowiem opowiada Ewangelia, by uniknąć zagrożenia ze strony Heroda, musiał szukać schronienia w Egipcie razem z Józefem i Maryją (por. Mt 2, 14). W tym roku papież zwraca szczególną uwagę na małoletnich migrantów i uchodźców, którym należy się wsparcie, nie tylko fizyczne, ale też kulturalne, duchowe i moralne. Ojciec Święty zauważa z bólem jak wiele z nich jest opuszczonych i narażonych w różny sposób na wykorzystywanie, dlatego pisze: (…) chciałbym zachęcić wszystkich chrześcijan do uzmysłowienia sobie, że sytuacja małoletnich migrantów i uchodźców stanowi społeczne i duszpasterskie wyzwanie. W naszych sercach rozbrzmiewają słowa Jezusa: «Byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie» (Mt 25, 35)

No właśnie, tu powinno pojawić się pytanie: czy rzeczywiście przyjęliśmy? Każdy z nas może sobie przeprowadzić rachunek sumienia pytając się w jaki sposób ja odnoszę się do emigrantów i uchodźców? Bez wątpienia bowiem w Polsce nie tak mało mamy okazji by ich spotkać. W jaki zatem sposób traktuję np. Koreańczyka lub Ukraińca, który handluje na bazarze w moim mieście? Jakie uczucia towarzyszą mi, gdy mijam chińską kuchnię bądź bar prowadzony przez Wietnamczyka? Czy zastanawiałem się kiedykolwiek, że za tym człowiekiem, którego nierzadko się boję, którego pod wpływem stereotypów traktuję jako potencjalnego złodzieja, lub oszusta stoi konkretna historia życia? Czy nie przeszło mi przez myśl, że przyjechał do mojego kraju w poszukiwaniu lepszego życia dla swojej rodziny, a może nawet musiał uciekać z kraju z powodów politycznych, podobnie jak kiedyś moi bliscy np. w czasie stanu wojennego? Oby Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy był dla nas okazją, by chociaż przez drobną chwilę wczuć się w sytuacje tych, którzy zmuszeni byli opuścić dosłownie wszystko co składało się na ich dotychczasowe życie.


Ruch Światło-Życie a emigracja – korzenie i współczesne zaangażowanie
..................................................................................
Dla nas, członków Ruchu Światło-Życie sprawa emigracji powinna być szczególnie bliska, nie tylko ze względu na hasło tego roku: Czyńcie uczniów ze wszystkich narodów. Przede wszystkim zobowiązujący i znamienny pozostaje fakt, że nasz Założyciel, Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki ostatnie lata swego życia przeżył na emigracji. Doskonale wiedział co to znaczy być uchodźcą i migrantem, od niego zatem możemy się uczyć w jaki sposób do tego problemu podchodzić. To przecież Międzynarodowe Centrum Ewangelizacji Ruchu Światło-Życie w Carlsbergu było i jest bardzo konkretną odpowiedzią na trudną sytuację polskiej emigracji. To w Centrum w Carlsbergu polscy emigranci spełniają nie tylko swoje duchowe potrzeby, ale też te kulturowe, związane z pragnieniem trwania w polskich tradycjach i dziedzictwie. Ale przecież „Marianum” jako otwarte dla wszystkich, jest tym miejscem, w którym polska emigracja spotyka się z Niemcami,spełnia więc funkcję integracyjną, będąc znakiem jedności.

Prawdziwą radością napełniają nas docierające do nas raz po raz wiadomości o zakładaniu wspólnot oazowych czy kręgów Domowego Kościoła w kolejnych miejscach Europy Zachodniej. Czy jednak jako Ruch Światło-Życie poczuwamy się do odpowiedzialności za emigrację polską w szerszym zakresie? W słowie programowym skierowanym na Kongregacji Odpowiedzialnych w 2008 r. ks. Adam Wodarczyk, Moderator Generalny Ruchu Światło-Życie powiedział:

Projektem, który nie jest jeszcze dopracowany, jest program mający na celu powstanie grup ewangelizacyjnych, które będą mogły podjąć posługę w krajach Unii Europejskiej, tam, gdzie są nasi rodacy. Znajdują się tam tysiące ludzi potrzebujących Żywego Kościoła. Przeżycie emigracji, nie tylko sukcesów, ale i upokorzenia, trudnych sytuacji, w których ludzie zaczynają się znajdować, powoduje, że stają się bardziej chłonni na przyjęcie Dobrej Nowiny. Ogłaszam ten projekt w poszukiwaniu ludzi, szaleńców Bożych, którzy zechcieliby się takiej posługi podjąć, wspólnie zastanowić się nad strategią i wprowadzać ją w życie.

Ks. Jacek Herma z „Marianum” na tej samej Kongregacji mówił: Emigracja nie jest łatwym chlebem i niesie ze sobą wiele zagrożeń. Równocześnie jednak, z tym większą świadomością i przekonaniem mogę zaświadczyć: Emigracja jest miejscem i czasem, gdzie jest i działa z całą swoją mocą Bóg!

Może przy okazji Światowego Dnia Migranta i Uchodźcy i w czasie tego roku formacyjnego warto powrócić do pytań, które na wspomnianej Kongregacji zadał ks. Jacek. Obawiam się, że jako Ruch nie dość konkretnie na nie odpowiedzieliśmy:

Co uczynić, by także pośród nowej emigracji powstawały bardziej trwałe dzieła, w których wyrazi się charyzmat Ruchu Światło-Życie?

Co uczynić, by gromadzić, formować i lepiej wykorzystać te rzesze oazowiczów, którzy wyruszyli na emigracyjny szlak, aby byli apostolsko obecni w środowiskach polonijnych, ale by także byli zaczynem odnowy w Kościołach lokalnych?

Co uczynić, by powstawały także w innych krajach oazowe Centra Ewangelizacji?

Co uczynić, by powstawały oazowe ekipy misyjne, by oazowicze przygotowani do tego, mogli służyć dziełu misji wśród narodów?


Gdzie zatem są ci Boży szaleńcy? Czy jako Ruch Światło-Życie mamy jeden, spójny plan na działalność misyjną, ewangelizację poza granicami naszego kraju i duszpasterstwo polskiej emigracji? Wydaje się, że to pytanie wciąż pozostaje bez satysfakcjonującej odpowiedzi...


W poszukiwaniu oazy
..................................................................................
Uchodźcy i migranci w pierwszej kolejności szukają azylu i schronienia, a więc oazy. Najpierw tej, w której zaspokoją swoje podstawowe potrzeby i pragnienia – związane z pokojem, bezpieczeństwem i godziwymi warunkami życia. Ale potem następuje poszukiwanie oazy, w której będzie źródło „wody żywej”. Od nas jednak w dużej mierze zależy czy znajdą jedno i drugie ...

Przemek
..................................................................................

Orędzie papieża Benedykta XVI na 96 Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy

Emigracja, Międzynarodowy wymiar Ruchu. Referat ks. Jacka Hermy z XXXIII Kongregacji Odpowiedzialnych

14 stycznia 2010

"My nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli" - relacja z ORAE

Głównym zadaniem misjonarza jest niesienie Dobrej Nowiny po krańce świata, a więc po prostu ewangelizacja. Ale żeby ewangelizować, a co za tym idzie, aby czynić uczniów ze wszystkich narodów, trzeba wiedzieć jak to robić!

M.in. właśnie dlatego trzy osoby z naszej diakonii misyjnej w dniach 7-10 stycznia 2010 r.wzięły udział w Oazie Rekolekcyjnej Animatorów Ewangelizacji, która odbywała się w ośrodku rekolekcyjno-konferencyjnym w Porszewicach k. Łodzi. Rekolekcje poprowadził ks. Sławomir Skonieczka oraz Wiesława Wróblewska z Diakonii Ewangelizacji, a zorganizaowała je Diakonia Ewangelizacji archidiecezji łódzkiej. Wśród uczestników była zarówno mlodzież, jak i osoby dorosłe, rodziny (dwa małżenstwa z małymi dziećmi) oraz kapłani. Spośród 36 uczestników, przybyłych z archidiecezji warszawskiej, łódzkiej i diecezji sandomierskiej, większość stanowili członkowie diakonii ewangelizacji, tak więc obecność członków diakonii misyjnej wydaje się tym bardziej warta podkreślenia :-)

Był to nie tylko czas teoretycznego i praktycznego zgłębiania tajników ewangelizacji. Owszem, uczyliśmy się jakie są metody, formy i cele ewangelizacji. Usłyszeliśmy m.in. czego unikać,a na co zwracać uwagę przy głoszeniu Ewangelii, a także jakie warunki muszą być spełnione, by dawane przez nas świadectwo było owocne. Jednak od tej stricte szkoleniowej strony, ważniejsza była strona duchowa tych rekolekcji, mieliśmy bowiem okazję na nowo doświadczyć Bożej miłości. Cóż bowiem po ewangelizatorze, który sam nie przeżywa właściwie relacji do Jezusa Chrystusa?

Nie tylko zatem mówiliśmy i słuchaliśmy o kerygmacie na konferencjach, seminariach i spotkaniach, ale także mogliśmy przeżyć wszystkie te treści na nowo w czasie Eucharystii, Liturgii Godzin, Namiotu Spotkania, wieczornej modlitwy, a nawet w spotkaniu z drugim człowiekiem i we wspólnocie.

Misjonarz to człowiek gotowy świadczyć o Bożej miłości i głosić Ewangelię przy każdej nadarzającej się okazji, tym cenniejsze więc było doświadczenie ewangelizacji indywidualnej w niedzielne przedpołudnie. Uczestnicy ORAE udali się wtedy do Konstantynowa Łódzkiego, by w parach głosić napotkanym ludziom Jezusa. Świadectwa, które wybrzmiały po powrocie, dały dowód na to, że był to czas mocnego działania Ducha Świętego. Dla wielu była to pierwsza taka próba, pierwsza okazja indywidualnej ewangelizacji, więc nie ma co ukrywać - wielu osobom towarzyszyły strach i obawy przed taką formą głoszenia Ewangelii. Ale widać było na twarzach powracających ewangelizatorów radość i wdzięczność za możliwość udziału w takim doświadczeniu.


Ten czas pomógł mi przede wszystkim na nowo doświadczyć jak bardzo Bóg mnie kocha i jak wiele zawdzięczam Jezusowi Chrystusowi. Chyba potrzebowałem jeszcze raz przypomnieć sobie, że wprawdzie ja jestem słaby i grzeszny, ale Bóg jest Miłosierny i Wszechmocny. W Konstantynowie na ewangelizacji zobaczyłem jak wielki jest Duch Święty, jak wielką ma moc. Gdy rozmawialiśmy z jedną dziewczyną, w pewnym momencie zadrżałem, bo wiedziałem, że w tym konkretnym czasie i miejscu mieliśmy ją spotkać, porozmawiać z nią, ogłosić jej Jezusa i pomodlić się nad nią. Dla mnie to był cud, to było takie namacalne działanie i obecność Ducha Świętego.
Przemek

Potrzebowałam takiego czasu. Czasu na przemyślenie pewnych spraw, czasu doświadczania Bożej miłości.
To co przeżyłam na ORAE było naprawdę piękne. Wiele się tam nauczyłam. Pierwszy raz prowadziłam ewangelizację z obcymi osobami i choć było mi trudno wiem, że było warto.

Martyna


zdjęcia: Sylwia Langot

13 stycznia 2010

Haiti - gdy ziemia zabiera wszystko...

We wtorek 12 I 2010 r. Haiti, niewielką wyspę na M. Karaibskim nawiedziło potężne trzęsienie ziemi - największe od 200 lat, o sile 7 w skali Richtera. Epicentrum znajdowało się niedaleko stolicy kraju Port-au-Prince.



Szacuje się, że zginęło w nim ok. 100 tys osób. Setki tysięcy osób pozostało bez dachu nad głową.Ci, którzy przeżyli wstrząsy, teraz umierają z powodu poniesionych ran, ale też i zimna oraz odwodnienia, ponieważ woda jest zanieczyszczona. Zniszczone zostały szpitale, hotele, domy mieszkalne, sklepy, biura, szkoły a nawet Pałac Prezydencki, seminarium, katedra i większość kościołów. Wszędzie słyszy się krzyki spod gruzów. Mieszkańcy przy pomocy młotów i gołych rąk usiłują odkopywać ludzi, którzy znajdują się pod ruinami. Wszędzie leżą martwe ciała. Mieszkańcy plądrują zniszczone domy w poszukiwaniu jedzenia.

Organizacja Lekarze bez Granic opatruje rannych w dwóch szpitalach, które nie uległy zniszczeniu, i otwiera kliniki polowe w namiotach. Z wielu stron świata płynie pomoc humanitarna.

Papież Benedykt XVI modlił się za ofiary trzęsienia ziemi i zapewnił wszystkich, którzy ucierpieli w jego wyniku, o swej bliskości. Podczas środowej audiencji generalnej w Watykanie zaapelował o udzielenie wszelkiej pomocy ludności ok. 10-milionowego kraju.

Wśród ofiar jest arcybiskup Port-au-Prince, 63-letni Joseph Serge Miot oraz ok. stu kleryków i kapłanów.



Haiti jest jednym z najbiedniejszych krajów świata. W 2004 r. w wyniku zamachu stanu obalono prezydenta i doszło do niepokojów społecznych, dlatego od tego czasu stacjonują tu siły stabilizacyjne ONZ.

CARITAS Polska uruchomiła specjalny numer konta, na który można dokonywać wpłat. Zebrane środki zostaną przekazane do Caritas Haiti na zakup lekarstw, żywności i środków opatrunkowych.

*********************** !!! MOŻESZ POMÓC !!! ***********************

1)Przede wszystkim PAMIĘTAJ W MODLITWIE O OFIARACH TEGO TRZĘSIENIE ZIEMI, o tych którzy zginęli, o tych którzy przeżyli, a teraz walczą o życie, a także o tych, którzy stracili przez ten kataklizm bliskich, dom i nadzieję ...

2)WYŚLIJ SMS O TREŚCI "POMAGAM" NA NUMER 72052
koszt 2,44 zł z VAT.

3)We wszystkich parafiach archidiecezji łódzkiej 24 STYCZNIA ODBĘDZIE SIĘ ZBIÓRKA OFIAR DO PUSZEK na rzecz poszkodowanych w tragedii na Haiti.

Za pieniądze zdobyte w akcji smsowej oraz w czasie zbiórki w parafiach Caritas Polska kupi lekarstwa, wodę pitną, koce i inne niezbędne środki konieczne do ratowania życia.

***************** !!! BĄDŹMY ŚWIADKAMI MIŁOŚCI !!! *****************

12 stycznia 2010

Ołówek dla Afryki

Na świecie żyje 2 miliardy dzieci.

Na każde 100 dzieci 17 nigdy nie pójdzie do szkoły.

Dla dzieci w Afryce szkoła to nadzieja na lepszą przyszłość, nierzadko na jakąkolwiek przyszłość.

Jeden ołówek potrafi zdziałać więcej niż nam się wydaje.

Możesz pomóc!

Szczegóły akcji tutaj

11 stycznia 2010

Najbliższe spotkanie diakonii misyjnej

Serdecznie zapraszamy na spotkanie diakonii misyjnej, które odbędzie się w środę 20 I 2010 r. w Domu Ruchu na Radogoszczy (par. NMP Królowej Polski, ul. Zgierska 230).

Spotkanie rozpocznie się o godz.19:30


Na spotkaniu, oprócz modlitwy i dzielenia się Słowem, zapoznamy się dogłębnie z ideą Adopcji na Odległość, z jej różnymi formami i możliwymi sposobami rozpropagowania jej wśród członków naszego Ruchu.


Zapraszamy!!!

6 stycznia 2010

Epifania

Pan obnażył już swe ramię święte
na oczach wszystkich narodów;
I wszystkie krańce ziemi zobaczą
zbawienie naszego Boga
Iz 52,10


Uroczystość Objawienia Pańskiego, obchodzona w Kościele 6 stycznia, w Polsce znana jest szerzej jako święto Trzech Króli. Zupełnie drugorzędną sprawą jest to, czy byli on magami, mędrcami czy też królami. Także ich imiona: Kacper, Melchior, Baltazar, a nawet ich relikwie przechowywane w Kolonii, nie są pewne.Również dary jakie złożyli, a więc złoto, kadzidło i mirra są bardzo różnie interpretowane. Wciąż trwają spory, czym była owa gwiazda, która przywiodła czcigodnych mężów do Betlejem – kometą Halleya, zbliżeniem Saturna z Jowiszem czy innym cudownym zjawiskiem. Ważne jest przede wszystkim to, że są oni reprezentantami świata pogańskiego, który w Chrystusie Jezusie uznał Króla, Boga i Zbawiciela.

Dzisiejsza uroczystość Objawienia Pańskiego ma bardzo wiele wymiarów. Dość powiedzieć, że łączy ona tak naprawdę nie tylko pokłon Trzech Mędrców, ale też Chrzest Jezusa w Jordanie i cud w Kanie Galilejskiej. Wszystkie te wydarzenia bowiem związane są z Epifanią, a więc objawieniem, ukazaniem się Boga człowiekowi i całemu światu. Oto bowiem Bóg przychodzi już nie tylko do Narodu Wybranego, ale do każdego człowieka, bez względu na miejsce i czas, w którym przyjdzie mu żyć. Zbawienie Boże ujrzeć mają wszystkie krańce ziemi...


Dlatego chciałbym zwrócić szczególną uwagę na misyjny aspekt tego radosnego święta. Dziś w Kościołach w Polsce zbierana jest składka na tzw. Fundusz Misyjny, z którego utrzymywane jest m.in. Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. To dzięki niemu właśnie na cały świat, aż na krańce ziemi wyjeżdżają kapłani, osoby konsekrowane i świeckie, by jako misjonarze objawiać Bożą Miłość, świadczyć o niej słowem i życiem. Zostawiają wszystko co im znane, ich domy, wspólnoty, dotychczasowe zajęcia, by tak jak Trzej Mędrcy udać się w nieznane, prowadzeni wewnętrznym głosem, Bożym wezwaniem. Przemierzają ziemię, by zanieść Chrystusa tym, którzy jeszcze o Nim nie słyszeli. Ale podobnie jak i Mędrcy oddają pokłon Dzieciątku Jezus, może nawet dosłowniej niż nam się wydaje. Bo to właśnie misjonarze, misjonarki i wolontariusze misyjni na całym świecie, każdego dnia pochylają się nad ubogim, cierpiącym człowiekiem, nierzadko dzieckiem, w którym przecież objawia się im Chrystus. Muszą zegnąć kolana by go nakarmić lub opatrzyć.Swoją postawą służby, poświęcenia i miłości oddają hołd nie człowiekowi, lecz Bogu, który mieszka w każdym z nas.
Chyba każdy misjonarz po pewnym czasie spostrzega, że od ludzi, którym przyjechał pomagać i głosić Jezusa Chrystusa, otrzymuje więcej niż sam jest w stanie dać. Owszem, składamy w darze to co mamy, tak jak Mędrcy w Betlejem, ale przecież wracamy z czymś o wiele cenniejszym …

Przemek

1 stycznia 2010