30 grudnia 2009

Boże Narodzenie w Kazachstanie. Wczoraj i dziś.

I pomyśleć, że jeszcze rok temu byłem tam – na kazachskiej ziemi... To było moje pierwsze Boże Narodzenie spędzane poza domem, bez rodziny … no właśnie, czy aby na pewno? Tak naprawdę Chromtau stało się moim domem i tam znalazłem rodzinę – ludzi, których pokochałem i chyba mogę powiedzieć, że z wzajemnością. Na pewno nie czułem się obco.

Pamiętam przygotowania do świąt – praktycznie rzecz biorąc wszyscy włączyli się w sprzątanie i dekorowanie kaplicy, każdy znalazł dla siebie jakieś zadanie. Widać było, że czują się odpowiedzialni za swoją kaplicę, za swoją parafię, że są wspólnotą. Wigilię spędziłem tylko z Księdzem Januszem. Była skromna, ale wyjątkowa. Wprawdzie z wielkim trudem, ale udało się przygotować dwanaście potraw. Odmówiliśmy Nieszpory, przełamaliśmy się opłatkiem, zjedliśmy wieczerzę wigilijną, pośpiewaliśmy kolędy i zadzwoniliśmy do naszych rodzin z życzeniami. A potem była niezapomniana Pasterka. Za oknami śnieg, w środku kaplicy ciepło, to fizyczne i to bijące z serc ludzi, którzy czekali na ten dzień cały rok. Kaplica świeciła setkami lampek, które były dosłownie wszędzie (na choinkach, ścianach, oknach itd.), ks. Janusz bowiem jakoś szczególnie upodobał sobie tę formę świątecznych ozdób :-) Dzieci natomiast garnęły się do szopki, akurat w zeszłym roku wzbogaconej o nowe, większe figurki.

Warto zaznaczyć, że w tym kraju, gdzie większość mieszkańców to muzułmanie i prawosławni (ci ostatni święta obchodzą zazwyczaj później, ze względu na różnice między kalendarzem juliańskim a gregoriańskim) Boże Narodzenie nie jest dniem wolnym od pracy. Tym większym podziwem darzę naszych parafian, którzy nie tylko „tłumnie” przybyli na Pasterkę, ale i w dzień Bożego Narodzenia przybyli na Mszę. Po niej odbyła się tradycyjna agapa, tutaj zwana „czajopiciem”. Wtedy też miało miejsce dzielenie się opłatkiem, które udało się tu zaszczepić ks. Januszowi, mimo iż generalnie na Wschodzie (poza rodzinami polskimi) ten zwyczaj nie jest znany. Nie ma też tutaj wigilijnej kolacji, może głównie dlatego, że rzadko kiedy całe rodziny należą do Kościoła.

Parafia w Chromtau jest pod wezwaniem św. Rodziny, więc w to święto przypada odpust parafialny. W zeszłym roku gościnnie celebrował Eucharystię i głosił kazanie odpustowe ks. Piotr Jabłoniec, który zresztą jak się okazało kilka miesięcy potem został proboszczem tej parafii. I znów była okazja do „czajopicia” :-)

No i wreszcie Sylwester. Dziwny to dzień w Kazachstanie, zważając, że to nie jedyny Nowy Rok w tym kraju. Jest to bardziej rodzinne święto, gdyż ludzie chodzą po domach i odwiedzają swoich bliskich, sypiąc się przy tym ryżem po głowach, a świętowanie przedłuża się nierzadko co najmniej do kilku kolejnych dni.

W innych parafiach Administratury też ten okres był szczególny. Młodzież z Atyrau przygotowała pod „dyrekcją” s. Weroniki jasełka, które wystawiła nie tylko u siebie, ale i w Kulsarach oraz Uralsku! Niestety mnie nie dane było je obejrzeć.

Szczególnie zapadła mi w pamięć szopka w Aktjubińsku, która przedstawiała Dzieciątko Jezus przed tradycyjną kazachską jurtą na czarnym tle! To chyba nasze wspólne marzenie – żeby Pan Jezus narodził się w każdym domu i w każdej rodzinie na tej kazachskiej ziemi. Niestety, droga do tego jeszcze daleka. I wcale nie chodzi o to, że większość Kazachów to muzułmanie.Problemem jest raczej to, że ci, którzy uważają się za chrześcijan (bez względu na wyznanie) po latach komunizmu i ateistycznej indoktrynacji wykazują wciąż mentalność materialistyczną. Bliższy jest im Dziadek Mróz i Śnieżynka, niż żywy i prawdziwy Jezus Chrystus. Ale wierzę mocno, że z każdym kolejnym Bożym Narodzeniem Jezus Chrystus będzie przychodził na nowo i z mocą do coraz większej liczby mieszkańców tej ziemi, przynosząc im nadzieję i wolność, tę budowaną na prawdzie, której tak bardzo potrzebują.

Administrator Apostolski Atyrau, ks. bp. Janusz Kaleta w tym roku po raz dziesiąty będzie spędzał święta w Kazachstanie. Gdy przybył tu po raz pierwszy w 1999 r. (wtedy nie był jeszcze biskupem) czekało go trudne zadanie. W Atyrau nigdy nie było parafii ani księdza. 24 grudnia odprawiał pierwszą Mszę św. z ludem. Było to w hotelu, w którym mieszkali pracownicy zachodnich firm naftowych. Było tam ok. 14 osób, z których tylko kilka było katolikami, reszta to przedstawiciele innych chrześcijańskich wyznań, a nawet ludzie nie wierzący. Przełomowy był 25 grudnia, kiedy ks. Janusz poszedł do mieszkania Gierliny Mienich, 90-letniej wtedy Niemki, która przez lata była odpowiedzialna za rozwój wiary katolickiej w tym miejscu, bowiem z braku kapłana to ona chrzciła dzieci, odprowadzała zmarłych na cmentarz i przewodniczyła modlitwom. Księdzu Januszowi przyszło zdawać u niej egzamin z podstawowych modlitw i katolickich świąt, bowiem początkowo nie mogła uwierzyć, że ma do czynienia z najprawdziwszym kapłanem. Na szczęście zdał celująco. Odprawił wtedy pierwszą Mszę św. wśród miejscowych. Była to radość dla nich i dla niego. To był zaczyn parafii w Atyrau. Dziś na pasterkę przychodzą tłumy, zarówno miejscowych, jak i obcokrajowców.

W zeszłym roku święta Księdza Biskupa też były nietypowe. Na Pasterkę pojechał bowiem do Aksaja, a więc bagatela 600 km od Atyrau, by gościć u Włochów pracujących w tamtejszym przedsiębiorstwie naftowym. Zabrał zresztą ze sobą Jowitę i Justynę (animatorki oazowe z Warszawy, przebywające w tym samym czasie co ja w Kazachstanie jako wolontariuszki misyjne), które Wigilię (drugą, bo pierwszą mieli dzień wcześniej w Atyrau) spędziły w Uralsku.

Justynę i Jowitę zastąpiła w tym roku Magda, animatorka oazowa z Poznania, która w Atyrau pracuje już czwarty miesiąc. Dla niej z pewnością także będą to niezapomniane święta. W czasie Pasterki występowała w chórze (połączonym z trzech: rosyjskiego, angielskiego i włoskiego), który „Cichą Noc” śpiewał w pięciu językach, a „Adeste fideles” w czterech! To właśnie przykład, że w Kościele nie ma granic! Przy tym jeszcze brała udział w Scence Bożonarodzeniowej, a przecież to wszystko trzeba przygotować, podobnie jak dekoracje itp. Dla misjonarzy i wolontariuszy zatem święta wcale do najspokojniejszych nie należą, ale może dzięki temu jest większa satysfakcja, że uczestniczy się w czymś ważnym i pięknym?

Dziś Boże Narodzenie w Kazachstanie można świętować z radością, bez większych problemów. Można wziąć udział w Eucharystii w kościele, śpiewać bez skrępowania kolędy. Ale nie zawsze tak było. Ci, którzy zostali do Kazachstanu zesłani, jeszcze w czasie II wojny światowej, zwłaszcza Polacy, wspominają ten okres ze szczególnym smutkiem. Zmuszano ich w tym dniu do pracy, by uniemożliwić świętowanie. Nie było mowy o jakichkolwiek potrawach wigilijnych, za opłatek służył przydziałowy chleb. Wśród składanych sobie życzeń dominowały te o powrocie do Polski. Kolędy śpiewano półgłosem, bez wyraźnej radości, a nawet przez łzy. Każdy zastanawiał się jak spędzają te święta jego bliscy i czy kiedykolwiek ich jeszcze zobaczy. Tęsknota, żal, samotność... Chyba najlepiej opisuje to wiersz napisany w 1940 r. przez Mariana Jonkajtysa pt. Gwiazdka w Kazachstanie:

Hej Kolęda, Kolęda - zawołajmy na głos
     Czemu Gwiazdko przywiodłaś nas pod Pietopawłowsk?
     Ale skoro przywiodłaś?… Niech i tak już będzie
     I tylko się nie obraź po naszej Kolędzie.
          Hej Kolędo, hej!
          Śniegiem wietrze wiej!…
     Czemu to pastuszkowie podczas srogiej zimy
     Podsłuchują pod drzwiami o czym my mówimy?
     Czemuż oni, miejscowi kołchozowi chłopcy
     Donoszą, że śpiewamy coś w języku obcym?
          Hej Kolędo, hej!…
     Czemu dzień wykreślili Jezuska narodzin?
     W Stajence osiedlili siedem licznych rodzin?
     Czemu wołu, osiołka, owcę i barana
     Sprzedali w punkcie skupu i pili do rana?
          Hej Kolędo, hej!…
     I odpowiedz gwiazdeczko czemu tak się dzieje,
     Że władzę ignoranci mają i złodzieje?
     Czemu Dary Królewskie i przeróżne wota
     Rozkradli, splugawili, wrzucili do błota?
          Hej Kolędo, hej!…
     I odpowiedz nam wreszcie, jeśli jesteś w stanie
     Czemu dziś, nam Polakom świecisz w Kazachstanie?
     I dlaczego, tak jakby jesteś mniej promienna?
     Dlaczego czerwona? I pięcioramienna?!
          Hej Kolędo, hej!…













Przemek

Więcej zdjęć i informacji o Kazachstanie na:
* www.catholic-kazakhstan.org/Atyrau/Pl/index.htm
* www.oaza-diakoniamisyjna.blogspot.com
Zajrzyj koniecznie!

26 grudnia 2009

"Kamienowanie Szczepana na naszych oczach", czyli Święta pod znakiem prześladowań

W jednej z łódzkich kamienic do wigilijnego stołu zasiadają Kowalscy. Typowa, polska rodzina, katolicka, przynajmniej według statystyk. To ważny dzień, w końcu od tygodnia trwały przygotowania. Oczywiście mowa o zakupach, sprzątaniu i gotowaniu. Jeszcze tylko kilka drobnych sprzeczek, chwila dąsów najstarszej córki, dla której pójście do kościoła na pasterkę to strata czasu i można zasiąść do stołu. Dzielenie się opłatkiem poszło szybko, w końcu nieśmiertelne: „zdrowia, szczęścia, pomyślności i szampańskiego sylwestra” nie zajmują zbyt wiele czasu. Zatem można już zabrać się do jedzenia. Najmłodszy syn nieśmiało zaproponował, by wyłączyć telewizor na czas wieczerzy, ale został zbyty milczeniem przez resztę rodziny, więc próby już nie ponawiał. Dołączył do siostry, która skupiła się na rozpakowywaniu prezentów. Nowa mp4 wyraźnie jej się spodobała, bo po chwili zamknęła się w pokoju, by ją przetestować. Mały zajął się grą komputerową, tata zasiadł do sensacyjnego filmu, który akurat leciał w telewizji, a mama … cóż... w końcu ktoś musi posprzątać po skończonej kolacji...

Oczywiście, ten obrazek jest przejaskrawiony, ale czy rzeczywiście taki rzadki? Czy my w ogóle zastanawiamy się o co chodzi w tych świętach? Czy je przeżywamy, jako rodzina, jako chrześcijanie? I co ważne – czy doceniamy je?

Weźmy chociaż taki drugi dzień świąt. Oczywiście tradycyjnie udajemy się do kościoła w tym dniu, ale czy zastanawiamy się nad jego sensem? Jeszcze wczoraj świętowaliśmy przecież narodziny Jezusa. Były kolędy o Dzieciątku Jezus, zachwyt nad szopką, w domu choinka, atmosfera radości, spokoju i błogości, żeby nie powiedzieć sielanki. A więc skąd nagle ten Szczepan? Czytanie z Dziejów Apostolskich o jego ukamienowaniu oraz Ewangelia o prześladowaniach, jakich z powodu Chrystusa będą doświadczać Jego uczniowie, na pozór raczej nie współbrzmią dobrze z klimatem Bożego Narodzenia. No właśnie, na pozór! Św. Szczepan wprowadza nas bowiem w głębszą kontemplację Chrystusowego Wcielenia. Przypomina nam, że Jezus przyszedł na świat jako światłość i że my mamy o tej światłości dawać świadectwo. Szczepan pokazuje, że Ewangelia jest trudna i wymagająca, ale warta każdej ceny. A jaką cenę za wierność Ewangelii dziś ponoszą chrześcijanie, pokazują nam bracia i siostry w wielu miejscach na świecie. Spójrzmy na kilka przykładów:


Indonezja. Czwartek, grudniowa noc. W jednym z hoteli w małym mieście we wschodniej części wyspy Jawa co chwila pojawiają się grupy ludzi, na twarzach których widać radość, ale i strach. To chrześcijanie. Radość wynika z faktu, że nadchodzi Boże Narodzenie, za chwilę ma się rozpocząć liturgia. Strach wiąże się z niebezpieczeństwem, jakie czeka na tych, którzy gromadzą się, by wspólnie świętować pamiątkę narodzin Jezusa. Wiele świątyń zostało spalonych lub zamkniętych, więc trzeba wynajmować sale w hotelach, restauracjach a nawet centrach handlowych. Tam, gdzie kościoły ocalały i są otwarte obstawia je policja, wspomagana przez odziały wojska. To ochrona na wypadek ataków bojówek islamskich. Ten azjatycki kraj położony na archipelagu jest w większości zamieszkiwany przez muzułmanów. Będący w mniejszości chrześcijanie różnych wyznań, są realnie zagrożeni przez ataki fundamentalistów islamskich. Od ponad dziesięciu lat trwają prześladowania. W tym czasie chrześcijanie byli zabijani, gwałceni, okaleczani i więzieni. W różnych miejscach kraju prześladowania przybierają różne formy, są też okresy względnego pokoju. W tym roku jednak święta Bożego Narodzenia przebiegają pod znakiem strachu i zaostrzonych środków bezpieczeństwa.


Wietnam. 25 grudnia, południe. Na Uniwersytecie w Hanoi trwa egzamin. Dwudziestoletnia Maria Phuong przyszła, mimo że jest katoliczką i chciałaby w tym dniu świętować. Wie jednak, że jej nieobecność wiązałaby się z sankcjami dyscyplinarnymi, w końcu termin egzaminu nie przypadkowo przypada w ten dzień. W tym samym czasie Joseph Ngo pracuje ciężko w fabryce samochodów. Od wczesnego ranka nie miał przerwy, tym bardziej, że tego dnia oczekuje się od niego szczególnej wydajności. Trochę daje się mu we znaki zmęczenie, bo poprzedniego wieczora tuż po pracy uczestniczył w uroczystej pasterce, zresztą w tym samym kościele co Phuong. Wprawdzie ze względów bezpieczeństwa odbyła się we wczesnych godzinach wieczornych, ale jako chrześcijanin chciał wraz z rodziną przy wspólnej wieczerzy przedłużyć atmosferę radości. W końcu jest poważny powód – narodził się nam Zbawiciel.


W jednej z górskich wiosek w większości zamieszkiwanej przez katolików pasterki nie było w ogóle. Miejscowy duszpasterz, ks. Vincent Nguyen nie dostał pozwolenia na jej celebracje, odmówiono mu też samego wstępu do wioski. To kolejny cios dla niego. W ostatnim czasie był bowiem świadkiem ataku na jeden z kościołów w diecezji Huang Hoa. Od kradzieży naczyń liturgicznych gorsza była profanacja Najświętszego Sakramentu. Wprawdzie w Wietnamie jest ok. 9 mln katolików, a więc prawie 10% ludności, ale wolności religijnej nie ma. Słyszy się wprawdzie o polepszeniu stosunków tego komunistycznego państwa z Watykanem, gdzieniegdzie reżim pozwala na pewne ustępstwa wobec Kościoła, ale rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana i przykra. I choć czasy krwawych prześladowań kraj ten ma na szczęście za sobą, to jednak same prześladowania się nie skończyły, dziś po prostu przybierają one inną formę.


Indie. Stan Orissa. Trzydziestopięcioletania Prema Muttathupadathu przygotowuje posiłek dla swoich dzieci. Ma ich czworo, jeden z jej synów został zamordowany dwa lata temu. Wywleczono go z domu i bito do nieprzytomności, żądano, by przeszedł na hinduizm. Nie wyparł się Chrystusa, którego Narodzenie świętował kilka tygodni wcześniej. O czym myślał, gdy go katowano? Czy widział przed sobą Dziecię Jezus otwierające przed nim bramy nieba? Prema wierzy, że tak. Wraz z dziećmi nie wróciła do swojej wioski. Przebywają teraz w obozie dla uchodźców. Boją się wrócić w obawie przed przymusową konwersją na hinduizm lub nawet przed utratą życia. Biskupi w Indiach apelują, by chrześcijanie Boże Narodzenie świętowali dyskretnie, by nie narażać się na kolejne ataki. Zaczęło się dwa lata temu. Fundamentaliści, wyznający zasadę, że w Indiach mogą żyć tylko wyznawcy hinduizmu szczególną nienawiść skierowali w stronę chrześcijan. Pogromy były krwawe i bolesne. Świat milczał. Dziś prawie 20 tys. chrześcijan pozostaje tak jak Prema w obozach dla uchodźców. Tam spędzą Boże Narodzenie. Proszą o jedno – o modlitwę w ich intencji.


Różne kraje, różne systemy, różne powody, dla których chrześcijanie są prześladowani. Ale niestety nie tylko w tych państwach Boże Narodzenie zamiast z pokojem i szczęściem rodzinnym będzie się wiązało ze strachem i szczególną czujnością. W Chinach co chwila słychać o aresztowaniach duchownych, w Arabii Saudyjskiej zakazane jest nawet noszenie krzyżyka, z Iraku wciąż wyjeżdżają kolejne grupy chrześcijan w obawie o życie ... Ale tych miejsc jest znacznie więcej: m.in. Korea Północna, Laos, Iran, Afganistan, Erytrea, Algieria, Bangladesz, Bhutan, Myanmar, Kuba, Liban, Sri Lanka, Sudan, Zimbabwe, Wenezuela, a nawet Turcja i Egipt! Prześladowania wywołują nie tylko fundamentaliści islamscy i hinduistyczni, ale też reżimy komunistyczne i totalitarne. Ale przecież i w demokracjach nie są one rzadkością. Czyż ostatni wyrok Trybunału w Strasburgu w sprawie krzyży we włoskich szkołach nie jest tego przykładem?

Rektor Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie w tegorocznym liście na drugi dzień Świąt napisał: „W wielu regionach świata kamienowanie św. Szczepana, o którym słyszeliśmy w dzisiejszym czytaniu, staje się nie tyle przywoływaniem odległej historii, ile wydarzeniem dziejącym się dziś, na naszych oczach.”

Prośmy Boga, by nie brakowało nam gotowości do składania świadectwa Ewangelii, słowem i życiem. Pamiętajmy też w modlitwie o braciach i siostrach w wierze, od których każdego dnia wymaga się najwyższego rodzaju świadectwa.

Przemek

19 grudnia 2009

Św. Wojciech – pechowiec, nieudacznik, czy świadek nadziei?

Jednym z elementów przeżywanej w Ruchu Światło - Życie Modlitewnej Nowenny Miesięcy, związanej z ogłoszonym przez papieża Benedykta XVI Rokiem Kapłańskim, jest przybliżanie w każdym miesięcy sylwetki jednego ze świętych patronów, oraz cnoty którą szczególnie się wyróżniał. Przykład i świadectwo ich życia mają stać się bowiem dla nas zachętą do gorliwości w wierze i umacniać nas w tejże cnocie.

Czym więc zatem wyróżniał się św. Wojciech, który jest naszym patronem w miesiącu grudniu? Patrząc po ludzku praktycznie rzecz biorąc niczego nie osiągnął, można nawet powiedzieć, że jego życie było zmarnowane – nie potrafiąc przekonać własnych owieczek do porzucenia pogańskich obyczajów dwa razy uciekał z własnej diecezji, ukrywał się w klasztorze, a wkrótce po przybyciu na misje wśród Prusów został … zabity. Można zaryzykować stwierdzenie, że najbardziej znany jest właśnie z tego że zginął! Właściwie dopiero po śmierci został doceniony, a jego „sukcesy” zaczęły się dopiero przy jego grobie, a raczej w związku z jego grobem, gdyż jego relikwie spoczywające w Gnieźnie przyczyniły się do utworzenia tam pierwszej na ziemiach polskich metropolii.


Patrząc po ludzku, można uznać go za nieudacznika, w najlepszym wypadku za pechowca. Ale spoglądając z perspektywy wiary nie można zaprzeczyć, że był człowiekiem nadziei! I właśnie ta jego „nadzieja wbrew nadziei” jest dla nas w tym miesiącu cnotą, nad którą mamy pracować. Wojciech posiadał nadzieję, która pchała go w jednym kierunku – wypełniania woli Bożej w przeświadczeniu, że Bóg najlepiej pokieruje jego życiem. Wiedział, że sam niewiele może zdziałać, dlatego wszystko oddawał Bogu, dla Niego był gotowy znosić odrzucenie i „siać we łzach”.

Czy był dobrym misjonarzem? Znów patrząc czysto po ludzku można by powiedzieć, że jego wyprawa misyjna poniosła całkowite fiasko. Ale przecież dobrze wiemy, że "krew męczenników jest nasieniem Kościoła". Paradoksalnie więc, przez swoje męczeństwo przysłużył się rozkrzewianiu wiary bardziej, niż przez duszpasterskie wysiłki.

Ale jest też dodatkowa okazja do wspomnienia tego świętego. Dziś bowiem godność prymasa Polski przejął urzędujący arcybiskup gnieźnieński Henryk Józef Muszyński. Tym samym tytuł prymasa powrócił do stolicy metropolii, zbudowanej na grobie św. Wojciecha. Dotychczas należał bowiem do abp Józefa Glempa, metropolity warszawskiego, noszącego tytuł kustosza relikwii św. Wojciecha. To właśnie dzięki męczeńskiej śmierci Wojciecha i pielgrzymce cesarza Ottona III do grobu swojego świętego przyjaciela Polska zyskała własną metropolię, a przez to niezależność od niemieckiego sąsiada.

Tak więc wbrew pozorom i pomimo wielu porażek św. Wojciech odniósł „oszałamiającą karierę” i co ciekawe, nie będąc Polakiem stał się głównym Patronem Polski. Czy przykład jego życia wciąż może być pociągający? Wydaje mi się, że bez wątpienia tak. Może szczególnie dla tych, którzy przeżywają jakiś kryzys, nie widzą swojego miejsca w świecie, w Kościele, wydaje im się, że ponoszą same porażki. Wojciech pokazuje, że potrzeba trochę cierpliwości, a właściwie ufności w Boży plan. Uczy nas dziś, że coś co w oczach ludzkich jest porażką, w oczach Bożych wcale nie musi nią być, gdyż Bóg w sobie tylko wiadomy sposób może przekuć ją w sukces.

Nowemu prymasowi życzmy potrzebnych łask w nowej posłudze, a przede wszystkim módlmy się o nie dla niego, dla siebie zaś o cnotę nadziei, byśmy na Bogu budowali nasze życie, nie w przekonaniu o własnych sukcesach, lecz w ufności w Jego moc i wspaniały, najlepszy dla nas plan.

Przemek

17 grudnia 2009

"Miłość duszą misji" - relacja ze spotkania Diakonii Misyjnej

Kolejne spotkanie już za nami :-) Bez cienia wątpliwości można stwierdzić, że należało do owocnych, choć na pewno nie łatwych. Ale po kolei.

W środę 16 XII, po odmówieniu w Domu Ruchu w szerszym kręgu osób Nieszporów, spotkaliśmy się już w mniejszym, kameralnym gronie w sali multimedialnej. Wzywaliśmy Ducha Świętego, by Jego obecność i światło towarzyszyły nam w czasie tego spotkania. Tym razem miało już ono charakter ściśle formacyjny. Zaczęliśmy bowiem od rozważań kilku tekstów papieskich, zarówno Benedykta XVI jak i Jana Pawła II, a także Św. Teresy od Dzieciątka Jezus.

Zgodnie doszliśmy do wniosku, że "duszą misji jest miłość", że tak naprawdę misje sprowadzają się (oczywiście w dużym uproszczeniu)do głoszenia i świadczenia o tym, że Bóg jest Miłością! Zastanawialiśmy się też nad naszą odpowiedzialnością w dziele misyjnym i naszym zaangażowaniem w dzieło ewangelizacji. Przyznaliśmy, że żeby ewangelizować na krańcach świata, trzeba zacząć od tych "krańców bliższych", a więc choćby od własnej rodziny. Biorąc za przykład św. Tereskę wyraziliśmy przekonanie o konieczności modlitwy za misje, jej pierwszorzędnej roli w dziele misyjnym i jej pierwszeństwie przed jakimkolwiek zaangażowaniem apostolskim.

Druga część spotkania upłynęła nam na sprawach organizacyjnych, a właściwie nad omawianiem możliwych pól działania i zaangażowania diakonii, zarówno tych bliższych, jak i dalszych. Doszliśmy do wniosku,że diakonia może i powinna być miejscem "podsycania" zapału misyjnego, jaki w nas jest, a więc niejako "grupą wsparcia":-)by to pragnienie ewangelizowania na krańcach świata nie tylko w nas nie gasło, ale i zyskiwało pełniejszy i konkretny wymiar.

Na koniec rozważyliśmy tajemnicę Wniebowstąpienia Pańskiego, ofiarowując tę dziesiątkę różańca w intencji misji i naszej diakonii.

Diakonia misyjna spotyka się i zaczyna działać. Na jakieś pierwsze owoce na pewno trzeba jeszcze poczekać, ale ważne, że ta nowa rzeczywistość zaistniała w naszym Ruchu i znajduje miejsce także w naszej archidiecezji. Ufamy, że Duch Święty tym dalej pokieruje...

13 grudnia 2009

Najbliższe spotkanie Diakoni Misyjnej

Serdecznie zapraszamy wszystkich zainteresowanych tematyką misji na spotkanie Diakonii Misyjnej w najbliższą środę 16 XII do Domu Ruchu na Radogoszczy (parafia NMP Królowej Polski).

Ok godz. 19 Nieszpory, następnie spotkanie,a na nim:
-chwila modlitwy
-trochę formacji
-parę spraw organizacyjnych
-dużo ciastek...

7 grudnia 2009

Papieskie Intencje Misyjne (grudzień 2009)



Aby w Boże Narodzenie narody ziemi uznały w Słowie wcielonym światłość oświecającą każdego człowieka, a kraje otwarły drzwi Chrystusowi, Zbawicielowi świata.

komentarz do papieskiej intencji misyjnej na grudzień

4 grudnia 2009

Dzień Modlitwy za Kościół na Wschodzie

6 XII w II Niedzielę Adwentu już po raz 10 obchodzić będziemy Dzień modlitwy za Kościół na Wschodzie. W tym roku towarzyszyć nam będzie hasło: Bądźmy świadkami miłości. Postawę tę doskonale ukazuje patron tego dnia, św. Mikołaj, który jest najlepszym wzorem ofiarności i chrześcijańskiego miłosierdzia. Warto byśmy sami wzięli z niego przykład i okazali konkretną pomoc katolikom na Wschodzie. Będzie ku temu okazja właśnie w niedzielę, przy okazji modlitwy za Kościół na Wschodzie i towarzyszącej jej zbiórce pieniężnej.

Kościół na Wschodzie – pod tym pojęciem kryją się Kościoły lokalne w byłych krajach Związku Radzieckiego, m.in. w Rosji, na Ukrainie, Białorusi, Litwie, Estonii ale też Kazachstanie, Turkmenistanie czy Uzbekistanie. Wciąż są to Kościoły, które potrzebują naszego wsparcia,ale przede wszystkim modlitwy. Wielu z nas ma na Wschodzie rodziny, nierzadko na Kresach Wschodnich są nasze korzenie, dlatego jako Polacy nie jesteśmy obojętni na los naszych braci i sióstr zza wschodniej granicy, czego od wielu lat dajemy dowód.


Jak podkreśla ks. dr Józef Kubicki, dyrektor powołanego 20 lat temu Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Konferencji Episkopatu Polski, najcenniejszy dar Kościoła w Polsce dla Kościoła na Wschodzie to duchowni, zakonnice i świeccy, którzy wyjeżdżają do krajów Europy Wschodniej, Rosji i Azji Środkowej. Tego bowiem najbardziej potrzebuje tamtejszy Kościół - świadków Chrystusa, którzy gotowi by byli nieść Ewangelię narodom, które przez dziesięciolecia były indoktrynowane w duchu ateizmu i materializmu. Miliony ludzi na Wschodzie odczuwa głęboki głód Boga i prawdy. Dlatego potrzebna jest też modlitwa za wszystkich tam pracujących kapłanów, siostry i świeckich wolontariuszy, ale też i gorliwa modlitwa o powołania, zwłaszcza miejscowe, by tamtejsze Kościoły mogły się usamodzielnić.


Kilkadziesiąt lat komunizmu w Związku Radzieckim naznaczone było ciągłymi prześladowaniami Kościoła. Wiara katolicka przetrwała, dzięki wierności prostych ludzi i ofiarnej posłudze kapłanów, którzy nierzadko przypłacali to zdrowiem i życiem. Nie zachowały się jednak materialne podstawy tamtejszego Kościoła, któremu odebrano całą własność, niszcząc wszelkie obiekty kultu bądź oddając je pod cele publiczne. Dlatego też odradzający się wciąż jeszcze Kościół na Wschodzie potrzebuje także naszej konkretnej pomocy materialnej, m.in. na budowę i remonty kościołów, kaplic, plebanii i ośrodków przeznaczonych na dzieła charytatywne. Potrzebne są środki na naczynia i szaty liturgiczne, egzemplarze Biblii, mszałów i brewiarzy, a także prenumeratę pism katolickich. Pomocy materialnej wymagają także akcje dożywiania dzieci czy różnego rodzaju wyjazdy rekolekcyjne i kolonijno-formacyjne.


Potrzeb jak widać jest dużo, ale równie dużo jest też widocznych owoców tego wsparcia. Z raportu Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie wynika,że polscy katolicy oraz Polonia w drugą niedzielę poprzedniego roku (2008) ofiarowali na potrzeby Kościoła katolickiego na Wschodzie kwotę 2 mln 100 tys. złotych. Dzięki temu zrealizowano 285 próśb nadesłanych z parafii, od sióstr i braci zakonnych pracujących w Kościele na Wschodzie. Na pomoc liturgiczną, katechetyczną, budowlano-remontową, rekolekcyjną, formacyjną dzieci i młodzieży oraz najuboższym diecezjom wydano w całości 1.825.251 złotych. Biuro Zespołu zakupiło i przekazało dla konkretnych parafii: tabernakula, kielichy mszalne i puszki, monstrancje, dzwonki i gongi oraz nagłośnienia do świątyń i kaplic, a także dużą liczbę ornatów, stuł, alb, kap, komeż, bielizny kielichowej itp.

Kontynuowana jest prenumerata i wysyłka 150 egzemplarzy Wiadomości Katolickiej Agencji Informacyjnej. Otrzymują to czasopismo pasterze, kapłani, siostry zakonne, rektorzy Wyższych Seminariów Duchownych oraz redakcje czasopism diecezjalnych na Wschodzie. W parafiach rozprowadzane są też takie czasopisma, jak L’Osservatore Romano, Miłujcie się (także w języku rosyjskim), Dzienniczek Siostry Faustyny, Salvator, Misje Dzisiaj, Świat Misyjny.


Zespół wspiera finansowo organizowane przez kapłanów i siostry zakonne rekolekcje młodzieżowe i Wakacyjne spotkania z Bogiem dla dzieci oraz spotkania formacyjne o charakterze powołaniowym dla młodzieży i starszych ministrantów. Wspiera on także stołówki i kuchnie prowadzone przez siostry i braci zakonnych zajmujących się dożywianiem najbiedniejszych oraz prowadzone przez siostry zakonne przedszkola.


Do tej pory do pomocy odradzającemu się Kościołowi katolickiemu na Wschodzie wyjechało 1300 osób, w tym prawie 250 kapłanów diecezjalnych i blisko 450 kapłanów zakonnych i 23 braci zakonnych, blisko 500 sióstr zakonnych oraz kilkanaście osób świeckich.


Warto zaznaczyć że wśród nich są też członkowie Ruchu Światło-Życie. Od wielu lat na Ukrainie pracuje ks.Jarosław Gąsiorek, proboszcz parafii w Gwardijsku, a wraz z nim Barbara Sitek z INMK, a od kilku miesięcy także ks. Piotr Główka. Także na Ukrainie, choć w innej parafii pracuje ks. Paweł Rossa. Od trzech lat na wolontariat misyjny wyjeżdżają do Kazachstanu animatorzy oazowi, obecnie w parafii Atyrau pracuje Magda z archidiecezji poznańskiej. Możemy pochwalić się też działaniami ewangelizacyjnymi na „wschodnim przyczółku”, bowiem od wielu lat ks. Irek Kopacz wraz z "Drogocenną Perłą" prowadzi rekolekcje m.in. na Białorusi, Kazachstanie czy Turkmenistanie. Od kilku lat także warszawsko-praska Diakonia Misyjna organizuje wyjazdy ewangelizacyjne na Wschód min. na Białoruś, Litwę czy do Estonii. Widać więc, że nasz Ruch jest mocno zaangażowany w pomoc Kościołowi na Wschodzie i miejmy nadzieję, że to zaangażowanie nie będzie słabło, lecz z roku na rok się pogłębiało.

Przemek

1 grudnia 2009

Wy dajcie im jeść


Caritas Polska prowadzi program „Wy dajcie im jeść”, którego celem jest zbieranie środków finansowych na walkę z głodem wśród dzieci w Afryce. Pomoc dociera do dzieci zagrożonych śmiercią głodową i chorobami.



W tym roku 10 groszy z każdej świecy sprzedawanej w ramach "Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom" Caritas przeznaczy na pomoc dzieciom w Sudanie. W tym kraju, zarówno dzieci jak i dorośli codziennie narażeni są na śmierć z powodu suszy i głodu, a przede wszystkim z powodu konfliktu zbrojnego toczonego pomiędzy południem a północą kraju. Według ONZ tylko w roku 2009 zginęło tam ponad 2 tys. ludzi, a 250 tys. straciło dach nad głową.



Mogłoby się wydawać, że te 10 gr to niewiele, ale tylko w ubiegłym roku dzięki tej akcji Caritas przekazała 367 900 zł na pomoc dzieciom w Kamerunie, Rwandzie, Kongo i Sudanie.

W zrozumieniu idei Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom służy symbolika światła i ciemności. Światło kojarzone jest z nadzieją i miłością. Wigilijna świeca jest znakiem gotowości dzielenia się miłością miłosierną z tymi, którzy nie mogą w pełni radości przeżyć Świąt Bożego Narodzenia: dziećmi ubogimi, pokrzywdzonymi w wyniku klęsk żywiołowych, sierotami. Celem Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom jest – poza zbieraniem funduszy na pomoc potrzebującym – również uwrażliwienie na trudną sytuację dzieci ubogich lub potrzebujących wsparcia.


W tym roku, całe Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom prowadzone jest pod hasłem: "Bądźmy świadkami miłości" i poświęcone jest problemowi dzieci osieroconych. Dochód ze sprzedaży świec zostanie przeznaczony na dzieci z ośrodków opieki zastępczej.

Pamiętaj,że kupując jedną świecę przyczyniasz się do uratowania komuś życia!

Niech na naszym wigilijnym stole nie zabraknie świecy Caritas!

BĄDŹMY ŚWIADKAMI MIŁOŚCI!!!